No cóż… Niedawno szykowałem się do napisania notki o tym, że to może być złoty rok dla turystyki krajowej. Nawet o tym już trochę wspominałem. Ale trzeba otrzeźwieć. Polak potrafi nawet spartolić taką szansę. Ma to być najbardziej suchy rok od wielu lat.
Czerwiec i Lipiec mają być maksymalnie upalne. To może zachęcić do rezygnacji z wczasów pod piramidami i wypoczynku na naszym Pomorzu. Dodatkowo sprzyja nam słaba złotówka. Czego można chcieć więcej. Otóż da się chcieć więcej. Czytam, że ośrodki nad polskim morzem, biura i branża nie tylko zaciera rączki, ale i radykalnie podnosi ceny. Mamy kwiecień a już wiadomo, że ceny noclegów dla „zwyłych ludzi” podrożały o 10zł a apartamenty dla „niezwykłych” nawet o 70zł. Gdzie tu logika?
3,3 mln – średnio tylu turystów wypoczywa co roku w lipcu i sierpniu w dwóch nadmorskich województwach (wg wyliczeń Izby Turystyki).
Ja rozumie, że z ekonomicznego punktu widzenia fajnie byłoby obłowić się maksymalnie, ale czy takie informacje na kilka tygodzni przed sezonem to marketingowo nie jest czasem strzał w stopę? Czy nie istnieje szansa, że klient jak to zobaczy, to się wypnie i będzie szukał „trzeciej drogi”… Ukraina, Bułgaria, Słowacja tylko czekają – z lepszą pogodą i tak samo słabymi walutami. Miałeś biznesmenie turystyczny z Pomorza złoty róg, zostanie ci się chyba tylko „troche większy” ruch.