Mapa wycieczki na Słowację w 2009. 15 dni w 1300zł


1. TRNAVA 2. BRATYSŁAWA (Miasto nocą, Starówka, Zamek Devin, Devinska Kobyla) 3. NITRA 4. BAŃSKA BYSTRZYCA 5. BAŃSKA SZCZAWNICA 6.VLKOLINEC 7. LIPTOWSKA MARA 8. NISKIE TATRY (Wędrówka na Chopok, Jaskinia Demianowska) 9. ZAMEK ORAWSKI 10. PODBIEL 11. TATRY WYSOKIE 12.SPISZ (Kieżmark, Lewocza, Zamek Spiski) 13. SŁOWACKI RAJ 14. DOBSZYŃSKA JASKINIA LODOWA 15. KOSZYCE

^^Z czasem powyższe punkty będę uzupełniał o nowe linki

Podróż po kraju naszego południowego sąsiada, do którego posiadam spory bagaż sympatii rozpocząłem z żoną i szwagrem w Cieszynie. Polskim i czeskim. Tam mieliśmy okazję na spokojnie zobaczyć, miasteczko i sprawdzić, czy warto tu wrócić kiedyś na dłużej. Warto.

Czeski Cieszyn jest ważną stacją kolejową jeszcze od czasów Czechosłowacji, dlatego też załapaliśmy się na „Rychlik” tnący en podłużny kraj od Pilzna aż po Koszyce. Jeżdżą one tędy, dlatego, że to najdogodniejsze połączenie, dzięki Przełęczy Jabłonkowskiej, która pozwala ominąć łuk Małych Karpat i Beskidów Morawskich ludziom chcącym przetransportować się pomiędzy krajami. Po przesiadce w Żylinie obraliśmy kierunek na stolicę, wcześniej jednak udało nam się wyskoczyć w Trnavie na 3 godzinki pozwiedzać miasto. Trnava to przedsionek winnego terenu Słowacji i pięknie wyglądające z góry miasteczko o pomarańczowych dachach. Najbardziej na północ śródziemnomorska starówka. Wieczorem dotarliśmy do Bratysławy, przekonując się, że dworzec kolejowy położony jest bardzo daleko od centrum. Na szczęście z zapoznaną szybko młodą Słowaczką przetransportowaliśmy się nad brzeg Dunaju do akademików „Red Star”, czyli wypaśnej miejscówki, przypominającej, że infrastruktura turystyczna bratnich krajów bloku komunistycznego żyje i ma się dobrze. To dobre i tanie miejsce o dobrej lokalizacji wypadowej na zachód od centrum.


Z tego faktu skorzystaliśmy następnego trochę wilgotnego dnia, gdy złapaliśmy autobus do Devina. To dawniej wioska, dziś peryferyjna dzielnica Bratysławy, położona przy ujściu Morawy do Dunaju i w miejscu, gdzie praktycznie rozpoczyna się Łuk Karpat. Do Devina udaliśmy się jak większość, by obejrzeć zamczysko, ale i aby na własne oczy zobaczyć rezerwat Devińska Kobyla i wydmy. Ale najlepszy z tego wszystkiego był widok na dolinę Dunaju. Po powrocie do miejscówki i przebraniu się, kilkunastominutowym spacerem udaliśmy się wzdłuż rzeki do centrum Bratysławy, by obejrzeć ją w wersji nocnej. Szczególnie imponująco prezentuje się w tym momencie dnia katedra, starówka, zamek królewski oraz most wiszący nad Dunajem.

Stare miasto na spokojnie, wraz z degustacją słowackich piw, okrążyliśmy dnia następnego, zaliczając z plecakami na plecach najbardziej charakterystyczne obiekty oraz głowy japończyków czy innych turystów. Niezdarnie gramoląc się po mieście z bagażem postanowiliśmy skrócić pobyt i uciec z miasta w kierunku wnętrza kraju. Szybko na dworzec, ale wcześniej zatrzymałem się w modernistycznej części przedwojennej Bratysławy. Z racji zboczeń magisterskich musiałem.

Najpierw w planach było Komarno i zakole Dunaju na granicy z Węgrami, ale ostatecznie ruszyliśmy w stronę Bańskiej Bystrzycy, zatrzymując się wcześniej w Nitrze, duchowej stolicy państwa. Nitra, znana jeszcze z czasów rzymskich to ciekawie położone miasto, w centrum którego wznosi się stożkowata góra a na niej najstarsza część miasta i ufortyfikowany klasztor oraz zamek. Niestety dokładnie tego dnia prowadzone były prace konserwatorskie, więc nie mogłem zfotografować wszystkiego, co sobie zaplanowałem. Przez najbliższe godziny naszym centrum wypadowym stała się Bańska Bystrzyca, trzecie co do ważności i wielkości miasto Słowacji.

Plusem Bańskiej jest dobra lokalizacja, tutaj przecinają się szlaki południkowe i równoleżnikowe w kraju. Skrupulatnie z tego skorzystaliśmy, czyniąc miasto bazą wypadową do Bańskiej Szczawnicy. BB to miasto o wielkim znaczeniu dla historii Słowaków, w środku miasta wznosi się ogromny i nietypowy późno modernistyczny pomnik-mauzoleum ku czci Powstańców Słowackich. Przeciw komu walczyli? Odsyłam do literatury, zaznaczając jednak, że losy Słowaków jako narodu nie są proste i przyjemne.

Bańska Szczawnica, leży schowana w kącie w Górach Szczawnickich jako miasteczko o górniczej legendzie. Tutaj w Austro-Węgrzech istniała jedyna górnicza szkoła wyższa i tutaj na królewskich prawach wydobywano kruszze na monety i nie tylko. Tutaj wreszcie możecie poczuć prawdziwą  atmosferę średniowiecznej Słowacji (właściwie Węgier Górnych) zerkając do jednego i drugiego zamku, wiszącego nad miastem, zabytkowych kościołów czy np. jedząc prowiant na podłużnym ale bardzo urokliwym Hlavni Namesti. Stałym punktem programu jest tutejsze muzeum geologiczne. Ujdzie.


Siedząc w schronisku młodzieżowym w górnej części Bystrzycy nad moją mapą z Tatra Plan (polecam) rzuciłem odważnie, że przebijamy się do Martina-Vrutek ale tylko po to, by stamtąd przetransportować się do Rożumberoka i Vilkolińca. No i specjalnie wybraliśmy pociąg, bo trasa kolejowa Bystrzyca – Vrutky należy do najbardziej malowniczych tras w Europie Środkowej, z uwagi na niezliczoną ilość tuneli i serpentyn. Niektórzy kilkukilometrowych. Jadąc tą trasą nakręciłem krótki filmik.

Trochę łukiem, ale udało się nam dotrzeć do wioski Vilkolinec w środku tego samego dnia, mimo objuczenia plecakami i sporego podejścia na pieszo. Żywy skansen leży na stokach Malej Fatry obok Rożumberoka. Wracając z tego urokliwego zakątka z resztą byliśmy świadkami niesamowitej panoramy miasta i Gór Choczańskich po drugiej stronie. No i Kotliny Liptowskiej, naszej miejscówki na najbliższe 10 dni. Niby aż 10 dni, ale jak się potem okazało, tylko 10 dni.

Słowacja pokazała mi, że dla osoby mającej plecak, kartę VISA, plan zwiedzenia najwygodniej i najobficiej jakiegoś kraju – najlepszą opcją jest „metoda gniazd wypadowych”. Polega ona na tym, że owszem jeździmy po kraju, ale jak planujemy trasę ( o wiele łatwiej, gdy kraj podłużny ) wyznaczmy sobie sektory zwiedzania i adekwatnie do nich 3, 44 albo 5 miejscowości, gdzie będziemy spać. Wazne by było dobrze skomunikowane w 4 strony świata i gotowe. Takim gniazdem na sporą część Słowacji jest Liptovski Mikulasz. W szukaniu miejsc nie korzystam z przewodników, bo właściciele zdążają dowiedzieć się już o zaszczycie, który ich spotkał i windują ceny. Korzystam  z serwisów internetowych lokalnych oganizacji turystycznych i docieram do pensjonaciku Andrzeja Bobuli w Mikulaszu, 8 minut od dworca, obok TESCO, pokój, grill, telewizja a płacimy 7 Euro. Spoko.

Andrzej kibicuje Słowackiej reprezentacji w hokeju na lodzie ale od kilku miesięcy również piłkarzom. A to dlatego, że Słowacy zaczęli porządnie grać. Jednak nawet nie wierzy, że za rok Hamsik i spółka jednak zagrają na Mundialu zamiast Polski czy Czech. Andrzej ma ogromnego owczarka, który wyjada nam prowiant. Szybko uciekamy z posesji z rana, gdy jeszcze śpi, na przykład w drodze do Demanovskiej Doliny, pięknej, dużej i popularnej okolicy w Niskich Tatrach. Jedziemy busem podmiejskim. Plan jest ambitny, bo wcześniej rano udajemy się do Demanowskiej Jaskinii Swobody, gdzie oglądam najpiękniejszą szatę naciekową, jaką miałem przyjemność kiedykolwiek zobaczyć. Obok znajduje się Demanovska Jaskinia Lodowa a obydwie, wraz z trzecią, niedostępną tworzą ogromny system, powstały w skałach wapiennych, gdy lodowiec, spływający ze szczytów Niskich Tatr musiał przedzierać się przez wapienne skały. Słowackie jamy w sezonie są bardzo oblegane a kolejki sięgają tu nawet kilku godzin, stąd wybór prosty – albo idziesz wcześnie rano przed otwarciem albo jesteś w ciemnej… no właśnie. Potem, jeszcze przez najazdem turystów udajemy się w górę doliny, gdzie wyrasta sporo ośrodków turystycznych o hoteli i niestety masa parkingów. Zanim zaczniemy czerwonym szlakiem wspinać się w kierunku Dumbiera i Chopoka odpoczywamy chwilę nad Vrbickim Jeziorem, niesamowicie pieknym, położonym w lesie polodowcowym zbiornikiem.


Na szczycie Dumbiera robię fotopanoramę a dalej przepieknym żółtym, szczytowym szlakiem schodzimy do doliny, robiąc łuk w stronę zachodnią. Powrót do Mikulasza oznaczał walkę z pęcherzami. Kolejny dzień zwiedzania Liptowa polegał na przetestowaniu fenomenu Liptowskiej Mary, czyli Słowackiego Morza. Był upał i żar, ale nad samym jeziorem pojawiały się chmury burzowe. Doskonałym ukojeniem odpoczynku był rejs po jeziorze. Było specyficznie, bo o to czujesz się jak pasażer stateczku otoczony ze wszystkich stron murem dosyć wysokich gór. Bardzo utkwiła mi w pamięci wyprawa w dniu następnym. Postanowiliśmy przebić się lokalnymi autobusami do Zamku Orawskiego. Najpierw jechaliśmy przez Rożumberok, ale wracaliśmy przez Oravice i Tatry Zachodnie neisamowicie krętą i widokową drogą. Polecam! Sam zamek oczywiście jest piękny, doskonale utrzymany i ma swój klimat – można kręcić na nim filmów co nie miara. Jednak odpycha tłumami i niedzielnymi turystami z Polski, którzy nierzadko uczestniczą w wycieczkach podchmieleni. Smutne. Niedaleko Oravskiego Podzamoku jest Podbiel. Wioska malowniczo położona nad Orawą i skalnym urwiskiem, która w połowie zbudowana jest z autentycznych, ponad stuletnich drewnianych chałup i zagród. Spacerując po wsi zauważyliśmy jeszcze coś niesamowicie śmiesznego. Na słupach rozwieszone są głośniki a z nich leci… muzyka weselna z wesela w remisie. Transmisja on-line!?

Ciąg dalszy nastąpi…


One Comment on “Mapa wycieczki na Słowację w 2009. 15 dni w 1300zł

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

Preview: