W dobie tak zwanego – ważne słowo – kryzysu, dojdzie na bank do pewnych przetasowań w mediach. Pytanie tylko czy kryzys opóźni modernizację polskiej sceny czy przyspieszy? Moim zdaniem przyspieszy.
Nie od dawna wiadomo, że Polska nie święci tryumfów jeśli chodzi o powszechny dostęp do internetu. Ale sytuacja ziarnko do ziarnka, ip do ip poprawia się. Te tytuły, które za 2, 3 lata nie będą mocno, skutecznie i rozpoznawalnie funkcjonowały w internecie prawdopodobnie umrą śmiercią naturalną bądź trafią do medialnego „domu starców”. Interakcja, rozumienie społeczności, multimedia, opinie, szybkość, otwartość na czytelnika – to słowa klucze, które powinny cechować nowych dziennikarzy. Oczywiście, że ogrom dziennikarskich dinozaurów wciąż traktuje to wszystko jak zmyślną futurologię i wymądrzanie się „młodych napaleńców”. Niesłusznie.
Spada oglądalność stacji muzycznych, a zapewne dobije je takie coś jak VEVO. Zapotrzebowanie na reklamy w radiu leci na łeb na szyje – stąd właśnie największa ilość banitów do branży internetowej. Czytelnictwo miejskich gazet i gazet mikroregionalnych również spada i sięga obecnie tyle co czyta czasem jeden artykuł w internecie.
Broń Panie Boże przez likwidacją papieru całkowicie – do tego nie dojdzie raczej, wciąż jest starszy czytelnik – ale bez równoległego działania w internecie czeka go zarastanie i zakurzanie. Albo inaczej. Zółknięcie. „Żółknięcie papieru”.
Dzienniki nie mają najmniejszych szans w starciu z portalami. Wydarzenia z poprzedniego dnia, o których czytamy najszybciej o 7;00 są już dawno profesjonalnie (wideo, mapy, zdjęcia, wypowiedzi, opinie) obsłużone przez internet. Tą zależność zrozumiały już wieczorne dzienniki i karmią nas obecnie mocno materiałami magazynowymi, lekkimi, reportażowymi. Przyjrzyjcie się uważnie…
Już teraz na lata tłuste mogą nastawić się portale i witryny w tych miastach, które zapowiedziały wdrożenie powszechnego dostępu do internetu. Dla tych redakcji to los wygrany na loterii. Mały miejski lub średni lokalny portal to wciąż dobry biznes. Wystarczy tylko dobry layout, w miarę aktualne informacje, głowa do sprzedawania reklam i społeczność żądna dwukieronkowego kanału w którym będzie mogła wysyłać/odbierać opinie, informacje, zdjęcia. Wydaje się, że ten model rozumieją w Polsce jedynie Agora i bliskie mi Media Regionalne. Agora uruchamia ciekawe miejskie blogoidy (gazetasosnowiec.pl, gazetaelblag.pl), MR mniejsze MM-ki (mmpulawy.pl, mmopole.pl).
Druga sprawa, że papier już raczej wie, że czeka go raczej rola uboższego brata internetu i ostatnimi czasy mocno przygniata do parteru konkurenta (vide procesy o bezprawne przedruki w sieci i korzystanie z treści).
Bardzo słabo radzą sobie lokalne rozgłośnie radiowe, z oddziałami Polskiego Radia na czele. Archaiczne witryny, mało aktualne, ciężkie. Słuchanie rozgłośni on-line to naprawdę spory sukces, podsumowując całość.
To dziwne, bo co jak co ale dla radia sieć jest idealnym przedłużeniem treści, audycji, tematów, akcji. Lokalne rozgłośnie boją się tego, traktują internet jak gorszego, niebezpiecznego brata, który odciąga słuchacza od odbiornika przed komputer. Kto myli tak oczywiście chyba jest już niereformowalny. Jak już kiedyś wspomniałem bardzo źle sobie radzą lokalne telewizje, głównie oddziały TVP. Internet jest dla nich źródłem informacji i kopalnią tematów, niejednokrotnie jednak bez podawania źródła. A po co? Ot śmietnisko. Przy czym za 2, 3 lata kto z tym „śmietniskiem” współpracować nie będzie – odpadnie z gry. Od tej reguły odbiegają jedynie tvs.pl, która niebawem przejdzie lifting oraz tvnwarszawa.pl – bardzo udany przykład witryny telewizji lokalnej.
Ale ale te chaotyczne rozważania warto jakoś podsumować. Kryzys, no właśnie. Są cięcia, są optymalizacje wydatków, sporo dziennikarzy odchodzi lub obejmuje nowe kompetencje. Nieraz z przymusu. Reklamodawcy oglądają każdy grosz, więc trzeba ich przyciągać wynikami oglądalności. A te trzeba zdobyć – poprzez bycie unikalnym, świeżym, urozmaiconym. Stąd interaktywne newsy, używanie narzędzi google maps, slajdowisk, kręcenie materiałów wideo małymi kamerkami już nie hańbi, tak samo zdjęcia robione telefonami i wysyłane do redakcji MMSami, relacje a żywo w internecie.
Modernizacja dziennikarzy „biurkowych” i „telefonowych” w „mobilnych” i „interaktywnych” to najprawdopodobniej jedyny pozytywy skutek kryzysu finansowego w mediach. Oby tych negatywnych było jak najmniej, czego wszystkim kolegom i koleżankom z branży życzę i Wesołych Świąt ;).