Jedna, jedyna wycieczka fakultatywna, spośród wszystkich inny we wszystkich turystycznych kierunkach, którą warto odbyć z biurem podróży. Będąc na tunezyjskim wybrzeżu, koniecznie trzeba pojechać daleko na południe, gdzie widoki, ludzie i klimat na długo zapadnie Wam w pamięć. Połowę kraju zjeździłem samodzielnie, ale powodu ogromnych odległości i nieokreślonej sytuacji geopolitycznej warto na Saharę pojechać z jakimś biurem. Dużo pomaga zorganizowany transport jeepami. Po drugie – jak powiedział mi zaprzyjaźniony przewodnik off record – stuprocentowe bezpieczeństwo w Tunezji to mit. Na południu zaginęło już wielu obcokrajowców. Ale o tym głośno się nie mówi. Za czasów reżimu Ben Alego, było to traktowane jako sianie defetyzmu i zagrażanie interesowi państwa.
Zanim dojedziemy nad Wielki Erg Wschodni, część Sahary zapewne odwiedzimy bardziej półpustynne tereny gór Atlas przy granicy z Algierią, gdzie znajdują się niezwykle urocze górskie oazy, Chebika, Tamerza i Mides, pełne – o dziwo – źródeł, sadzawek i wodospadów. Odtąd coraz częściej pojawiać się będą znaki „uwaga, wielbłądy na drodze” oraz Berberowie z jasnymi oczami i niebieskimi chustami, choć część z nich to tylko lipni naciągacze. Spore wrażenie robi Wielki Szot, największe słone jezioro Tunezji, poza porą deszczową, będące raczej białą solną pustynią, niż akwenem wodnym. Tylko najznamienitsi przewodnicy potrafią przeprowadzić karawany przez ten bezkresny obszar. Czytałem o tym w którejś książce Karola Maya. Nie pamiętam której. Ale pamiętam doskonale oswojone jak i dzikie wielbłądy po drugiej stronie Szotu, czyli w Douz – bramie Sahary, gdzie ukazują się nam ogromne wydmy. W końcu!
Oprócz wrednych i marudnych rodaków z Polski, wszystko w czasie takiej wyprawy jest udane. Słońce, kolory, zdjęcia. Trochę dalej na wschód od Douzu obowiązkowo odwiedza się dwie nietypowe wioski – Matmatę i Tataouine. W tej pierwszej odwiedzamy Ksary i domy wykute w skale. Do dziś zamieszkane. – Spróbuj tego – daje mi autochtonka chleba z oliwą na powitanie i sodką herbatę na popitkę. Super! Dużo lepsze niż nasz chleb z sobą i wódą. Niedaleko Tataouine natomiast w środku pustyni wyrasta wioska, która grała jako plener w „Gwiezdnych Wojnach”. Na cześć miejsca, w scenariusz wpleciono pustynną planetę Tataouin.
Jedna porada – bardzo ciężko jest w lipcu i sierpniu. Na południu może być nawet 40 stopni w cieniu, pot leje się strumieniami i jest sucho w nosie. Dużo lepszym rozwiązaniem jest czerwiec i wrzesień. Poniżej mała galeria zdjęć – the best of wyprawy na południe