Recepta na powodzie? System „małej retencji” [Wideo]

Powódź w Myślenicach. Wylały małę rzeki / flickr by Rrrodrigo <code><br /> <div xmlns:cc=Powódź w Myślenicach w Beskidach. Wylały małe rzeki / by Rrrodrigo/ CC BY-NC 2.0

Polska część Sudetów z racji specyficznego ukształtowania jest najbardziej narażonym na powodzie obszarem w kraju. Średnie opady atmosferyczne w najwyższych partiach pasma nie odbiegają od tych notowanych w Tatrach i przekraczają 1000 mm na metr kw. Masy powietrza pochodzące znad północnego Atlantyku (kompleksy niżowe) przynoszą deszcz utrzymujący się od 2 do 4 dni, a czasem dłużej. Pojawia się również wilgotne powietrze znad Morza Śródziemnego, powodujące w lecie gwałtowne burze połączone z silnymi opadami.

Cechą charakterystyczną rzek i potoków sudeckich jest to, że są stosunkowo krótkie i mają duże spadki. Obfite deszcze powodują częste i gwałtowne wezbrania szczególnie na wiosnę i latem. Rzeki niosą wtedy oprócz wody, także sporo materiału skalnego, który zwiększa ich siłę niszczącą. Dlatego tak często w górnych odcinkach zlewni sudeckich dochodzi do zalań i podtopień, nawet jeśli na pozostałej części kraju opady nie wywołują poważniejszych zagrożeń.

Tezą lansowaną przez większość hydrologów w Polsce wobec sytuacji w Beskidach i Sudetach jest wybudowanie skoordynowanego systemu tzw. „Małej Retencji” we wszystkich górnych odcinkach rzek górskich. Polska należy do krajów, które tracą najwięcej wody pochodzenia naturalnego. Nie potrafimy zatrzymać ponad 80% wód opadowych, które bezpowrotnie wsiąkają w podłoże lub spływają korytami rzek, niejednokrotnie występując poza nie.

System Małej Retencji polega na wybudowaniu setek małych betonowych progów, kaskad, wodospadów oraz przede wszystkim małych zapór retencyjnych o pojemności od kilkuset tysięcy do kilku milionów metrów sześciennych. System ten byłby przygotowany do przyjecia fal powodziowych już na samym początku. Niejednokrotnie rzeka na odcinku górskim przyjmuje nawet 15 dopływów o równie górskiej specyfice.  Zakładając, ze w wyniku obfitych opadów każdy z nich podniesie swój stan wód o 100 proc., to po minięciu takiego odcinka rzeka niesie z sobą ok. 1600 proc. wody więcej niż zazwyczaj!

Załóżmy, że rzeka ta wpada do jeszcze większej, a tamta do kolejnej. Z takimi stanami wód mamy do czynienia w miejscowościach położonych niżej, a nawet już w środkowych odcinkach rzek.

Warto zastanowić się więc, czy jest sens co roku wygospodarowywać olbrzymie sumy pieniędzy na odbudowę mostów, dróg, wałów, skoro sytuacja na terenach, gdzie wszystko ma swój początek, jest wciąż nieuregulowana. Wystarczy, że będziemy potrafili przejąć w górnych odcinkach rzek o 25 proc. więcej wody niż dotychczas i dodatkowo za pomocą kaskad i progów zmniejszać ewentualne fale powodziowe.  Będziemy wówczas mogli mówić o sporym sukcesie, a zagrożenie dla miast takich, jak Jelenia Góra czy Kłodzko będzie mniejsze. Szczególnie o Kłodzko i całą Kotlinę mi chodzi, bo to miejsce, gdzie Nysa atakuje notorycznie. Dwa zbiorniki są wybudowane poniżej, za Otmuchowej, kolejny powstaje przy… Paczkowie. A w górze rzeki? Zero, nic, pustka. Kupiłem mapę Masywu Śnieżnika, by przeanalizować sprawę i oprócz małej zaporki w Międzygórzu, pamiętającej Niemców nie znajdziemy tam nic, co zatrzymać może wielką wodę, pustoszącą prawie co rok Kłodzko i okolice…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>

Preview: